Na koniec kariery zawodniczej Marcin Kobierski jako kapitan wyprowadził zespół Warty Sieradz w bój na nowy sezon. Opadły już emocje, otarliśmy łzy, dlatego jeszcze raz, na spokojnie, przeżyjmy tę uroczystość!
Wypowiedzi: 8TVR, Nasze Radio
Zdjęcia: MZ – Fotografia Sportowa, MOSiR Sieradz

Michał Sieczkowski, dziennikarz sportowy:
– 16 lat temu, dokładnie 9 sierpnia, Warta wygrała tutaj z Widzewem w Pucharze Polski. Marcin Kobierski strzelił jedną z bramek i praktycznie to był taki jego pierwszy wielki, pamiętny mecz w Warcie. A później już tak wrósł w ten zespół, że był jego prawdziwą ikoną – doczekał się kapitańskiej opaski, chłopak z Sieradza, najlepszy strzelec w historii, wiele wspaniałych meczów, charakterystyczne zagrania, firmowy strzał z przewrotki. Do nikogo innego ten przydomek nie będzie tak pasował.
Na pożegnanie Kobiego przybyło kilkuset sympatyków Biało-Zielonych, chcących podziękować mu w ten sposób za wszystkie mecze i gole dla ich ukochanego klubu. Napastnik wyszedł na murawę na czele zespołu inaugurującego sezon 2021/2022, a po uroczystości pożegnalnej oddał opaskę kapitana i koszulkę z numerem 11. „Barcelona traci Messiego, a Warta Kobierskiego” – ogłosił spiker, ku entuzjazmie kibiców, którzy zgotowali Kobiemu owację na stojąco.
Spędziłem na tym boisku 3/4 mojego życia. Chciałem podziękować wszystkim – starym, nowym dyrektorom MOSiR-u, którzy zawsze w jakiś sposób mnie wspierali, zawsze podawali rękę. Miałem w tym klubie cięższe i lepsze chwile, ale myślę, że już przyszedł czas na to, żeby skończyć i pożegnać się z kibicami. Fajnie, że tyle osób przyszło, naprawdę bardzo im za to dziękuję.

Marcina Kobierskiego żegnali kibice, oficjele, podopieczni, rywale, a także przyjaciele z boiska. Prezes Tomasz Jóźwik zapewnił Kobiego, że „nic się nie kończy” i poprosił o dalszą pomoc w budowie wielkiej Warty. Łukasz Mitek nie owijał w bawełnę stwierdzając, że gra z Kobim była dla niego zaszczytem. „Prowadź ten klub do drugiej ligi, kapitanie” – poprosił w odpowiedzi Marcin, zawieszając wysoko poprzeczkę!

Łukasz Mitek, kapitan Warty Sieradz:
– Marcina poznałem wchodząc do seniorów w wieku 16 lat. Jest starszy ode mnie o cztery, więc od samego początku wziął mnie pod swoje skrzydła. Przy nim się wychowywałem. Dla mnie to był wielki zaszczyt, być przy nim w drużynie. Super przyjaciel, na którego pomoc można było liczyć zarówno na boisku, jak i poza nim. Jako kapitan był jednym z wzorów do naśladowania, wspierającym zawodnikiem dla młodych i dla starszych. Kiedy było trzeba, był wymagający, potrafił to rozgraniczyć. Starałem się wyłapać jego najlepsze zachowania – może jestem trochę innym kapitanem, ale te niektóre cechy podłapałem od niego i mogę mu za to podziękować.
Na trybunach pojawił się także trzeci bohater sieradzkiej drużyny z pamiętnego lata 2005, Fabiano Valente, obecnie gospodarz Jutrzenki Warta. Kobi miał co wspominać.
To były naprawdę świetnie czasy. Dzisiaj przyjechał Fabio, który z nami grał, pewnie niejedni go nie poznali. Graliśmy z wielkim zaangażowaniem, włożyliśmy dużo zdrowia w te mecze pucharowe, które dały efekty w postaci wygrania z Widzewem. Życzę Warcie, żeby miała takie pełne trybuny jak ja wtedy miałem na tym meczu.

Do podziękowań dołączył również prezes Jutrzenki Warta, Edward Stasiak, dziękując Kobiemu za 44 gole strzelone w 44 występach dla „Juve”. Marcin nie ukrywał, że ten etap kariery również był dla niego ważny.
Półtoraroczna przerwa na grę w Jutrzence mi bardzo pomogła, bo to był dla mnie bardzo ciężki okres tutaj w klubie. Tam się odbudowałem psychicznie. Jestem bardzo wdzięczny śp. prezesowi Zakrzewskiemu i obecnemu prezesowi Stasiakowi.

W imieniu środowiska sędziowskiego Marcinowi za wkład w lokalny futbol podziękował arbiter spotkania, Paweł Pskit. – Trochę problemów nam robiłeś z tymi spalonymi! Ale ja nie pamiętam czerwonej, więc masz na pamiątkę do kieszeni. – dziękował za współpracę, dokładając do prezentów symboliczny czerwony kartonik.
Z sędzią Pskitem znamy się już od kilkunastu lat. Sędziuje też Ekstraklasę, więc zna się na swoim fachu, ale nie ukrywam, że nie miał ze mną ciekawie. Moja rola była taka, żeby go troszkę oszukać, ale on generalnie wychodził z tego obronną ręką. Dzisiaj dał mi czerwoną kartkę – nie pokazał mi jej nigdy, ale żółtych kilka musiał, bo już nie wytrzymywał tego, co do niego mówię! To naprawdę miłe ze strony ŁZPN-u i sędziów, że tak się dziś zachowali.

Kobi schodził z murawy z nie tylko obładowany upominkami, ale też przede wszystkim pełen wiary w zespół. – Prezes Jóźwik staje na głowie, robi wszystko, co może, żeby był tutaj w końcu awans. Na razie przegrywamy, ale ja wierzę, że ten mecz wygramy i będą trzy punkty – mówił po rozpoczęciu spotkania. Warta Sieradz odwróciła losy meczu i wygrała 5:1. Czy to już trenerski nos?
Na pewno będę chciał zostać trenerem Warty. Nie ukrywam tego i wszędzie to mówiłem – ten klub mi leży w sercu. Mam takie trzy kluby: to Warta i Widzew, a prywatnie kibicuję też Barcelonie. Na ten poziom chyba nie wskoczę, ale nasz były kolega z drużyny Janusz Niedźwiedź jest w Widzewie. Myślę, że wprowadzi Widzew do Ekstraklasy i będę miał przyjemność jeździć i oglądać ten klub. A Wartę, daj Bóg, w trzeciej lidze!
Być może w przyszłości będzie oglądał na trzecioligowych boiskach swoich wychowanków. Marcin Kobierski w Warcie Sieradz pełni bowiem misję wyszkolenia nowych pokoleń piłkarzy. On także nie wychował się sam.
Uczyłem się od, moim zdaniem, najlepszego i najbardziej charakternego zawodnika w tym klubie, śp. Roberta Chlebicza, który tutaj mnie wychował. Tak naprawdę on mnie wszystkiego nauczył. Ci, którzy go znali, wiedzą jak podchodził do treningów, jak podchodziłem ja – i mam nadzieję, że tak będzie dalej tutaj z następną sieradzką ekipą.
