Czerwień rozpala, zieleń uspokaja

W ostatniej rundzie Pucharu Polski okręgu sieradzkiego Biało-Zieloni pokonali 2:1 na wyjeździe WKS 1957 Wieluń. Do rozstrzygnięcia potrzebna była dogrywka.

Każdy, kto liczył na szybki mecz i powrót do domu, przeliczył się i zameldował na kanapie z ponad godzinnym poślizgiem. Pojedynek wystartował z dziesięciominutowym opóźnieniem, potrzebował półgodzinnej dogrywki, a poza tym arbiter doliczył w sumie przez całe spotkanie około 20 minut. Nie była to więc krótka wizyta na stadionie.

Początek meczu nie zapowiadał, jak mozolna czeka nas przeprawa. W pierwszej minucie Pluta uderzył z ostrego kąta w nogi bramkarza, z kolei w piątej Mielczarek dynamicznie skręcił obrońcę w polu karnym i uderzył pod poprzeczkę, zmuszając golkipera do instynktownej interwencji. Minutę później defensywa WKS-u pogubiła się przy wybijaniu bardzo piłki tak bardzo, że postronni mogli spodziewać się kapitulacji bliżej dziewiątej niż dziewięćdziesiątej minuty. Tak się jednak nie stało, a gospodarze zaczęli dochodzić do głosu. Dużo przestrzeni na przedpolu znaleźli sobie wkrótce Kamil Wira i Łukasz Janas, obaj strzelając z dystansu tuż nad poprzeczką. Brakowało im naprawdę niewiele.

Nasza kolejna szansa na prowadzenie nadeszła w 23. minucie. Po wrzucie z autu Błocha obrońców wyprzedził Pluta i z ostrego kąta uderzył w kierunku długiego słupka, nieprzyjemnie dla bramkarza. Niestety, oprócz niego, strzał minął też nieznacznie bramkę.

Prawdziwie żałować mogli jednak wielunianie, gdy dziesięć minut później skrzydłem w naszym polu karnym przedarł się Mikołaj Cyrus. Następnie zagrał na na piąty metr, gdzie Wira musiał jedynie dopełnić formalności. Trafił natomiast piłkę tak lekko, że strzegący naszej bramki Maciej Mielcarz zdołał zachować fason i złapać ją tuż przed linią.

Biało-Zieloni nie uchronili się jednak od gola przed przerwą. Arbiter dopatrzył się faulu Morkowskiego na rozpędzonym Wirze i podyktował rzut karny dla gospodarzy. Z Mielcarzem zmierzył się Paweł Kołodziej i nie był to pojedynek łatwy. Pierwszy strzał „dziewiątki” WKS-u obronił nasz bramkarz, a dopiero dobitka znalazła się w siatce.

Do przerwy przegrywaliśmy, choć były próby wyrównania przed końcowym gwizdkiem. Rzut wolny po faulu na Woźniaku wykonywał Mikołaj Bociek i nieźle nastraszył miejscowych kibiców. Mocno bita piłka niestety minęła słupek tuż obok okienka z niewłaściwej strony.

Druga połowa to pięć zmian w szeregach Warty i były to nasze jedyne roszady do końca spotkania. Z wprowadzonych zawodników towarzystwo najmocniej rozruszał Łukasz Chojecki, co rusz posyłając otwierające podania do naszych atakujących. Zabrał się też typowo za stałe fragmenty – po jednym z nich głową uderzał niepilnowany Damian Głowacki, jednak tylko otarł ją czołem, nie kierując do siatki. Całe czoło w swój strzał włożył za to Piotr Mielczarek, zamykając akcję Pluty. Niestety uderzenie kozłem pod poprzeczkę obronił Jakub Szczepaniak.

Wraz z kolejnymi minutami narastała biało-zielona nawałnica. Ewidentnie ciąg na bramkę miał tego dnia Głowacki, strzelając dwa razy z dystansu nad poprzeczką, raz w zamieszaniu w bramkarza, a raz nawet w obrońcę na linii bramkowej. Do dobrych pozycji główkowych doszli też Kamil Pluta i Bartłomiej Lisowski, obaj chybiając minimalnie obok. Bramkarza do efektownych interwencji zmuszali też zza pola karnego Błoch i Chojecki. Do końca spotkania pozostawało kilka minut, a na wieluńskich trybunach panował coraz większy entuzjazm.

Trudno opisać, co wydarzyło się za chwilę. Szczepaniak wznowił krótko do swojego obrońcy, a ten odegrał mu z powrotem zbyt mocno. Bramkarz WKS-u miał problem z opanowaniem podania, co wykorzystał Głowacki, wydzierając mu piłkę w bliskim kontakcie i strzelając gola. Sędzia odgwizdał jednak faul na golkiperze, co wywołanie zdumienie i wściekłość naszych zawodników.

Jakby tego było mało, po chwili akcję skrzydłem Pluty kończył głową Piela, kierując futbolówkę nad bramkarzem i obrońcami. Spadający liść leciał, leciał… i wylądował na poprzeczce, następnie trafiając pod nogi defensorów. Wierzyć się nie chciało.

Okazało się na szczęście, że to wszystko była tylko fabuła rodem z filmu „Oszukać przeznaczenie”. W drugiej minucie doliczonego czasu Bociek wrzucił daleko z autu, wysoko w powietrze wyszedł Morkowski, a po jego zgraniu w zamieszaniu nogę najlepiej dołożył Damian Głowacki, wtaczając piłkę do bramki.

Warta chciała wygrać jeszcze przed końcem, choć mogło skończyć się to różnie. Groźnie po rzucie rożnym dla WKS-u główkował Dominik Smolnik, na nasze szczęście chybiając. W odpowiedzi pachniało akcją sam na sam po drugiej stronie, lecz Głowackiego ubiegł bramkarz i sędzia zarządził dogrywkę.

Jej początek to festiwal takich strzałów, że kibicom mogło robić się mokro na plecach. Najpierw Kamil Miazek zatrzymał fenomenalną paradą strzał zza pola karnego Kacpra Nowakowskiego. Po chwili Piela skontrował z Mielczarkiem, strzelając z półobrotu przy słupku, jednak dobrą interwencją wykazał się Szczepaniak. WKS w odpowiedzi się nie pieścił i z dystansu na naszą bramkę sieknął Karol Dudek. Piłka trafiła w poprzeczkę, odbiła się od linii… i wyskoczyła w boisko. Miazek nie miałby tym razem żadnych szans, ale mieliśmy szczęście.

Biało-Zieloni zareagowali strzałem nabiegającego Chojeckiego tuż nad poprzeczką. Albo można myśleć, że to była tylko zasłona dymna, bo kolejna akcja dała nam zwycięstwo. Chojecki miękko podał, a technicznym strzałem z lewej części szesnastki popisał się Jakub Piela, pokonując bramkarza WKS-u. Piłkarz Warty po golu odwrócił się w kierunku swojej ławki i z rozmachem ukłonił.

Wkrótce doszło do zmiany stron i drugiej części dogrywki, a w niej też się działo. Zaczął Janas od strzału w naszą boczną siatkę. W rewanżu podwyższyć próbował Bociek, lecz jego sytuacyjne uderzenie po rożnym rywal przeciął na linii bramkowej. Miał też czego żałować Mielczarek, wychodząc na czystą pozycję i strzelając nad poprzeczką.

Końcówkę spotkania zagarnął arbiter, pokazując aż trzy czerwone kartki. Najpierw z boiska za drugie upomnienie wyleciał Chojecki, po tym jak skomentował zamiar sędziego do pokazania żółtego kartonika Jakubowi Pieli. Nasza gra w osłabieniu trwała jednak tylko dwie minuty, bo Smolnik zatrzymał faulem wychodzącego na czystą pozycję Mielczarka i dostał bezpośrednią czerwień. Do rzutu wolnego podszedł Bociek, uderzył w mur, starł się z rywalem… i podobnie jak Chojecki został odesłany do szatni za brak aprobaty dla decyzji sędziego. Gra 9 na 10 nie potrwała jednak zbyt długo i doczekaliśmy końca spotkania.

Warta Sieradz awansowała do fazy wojewódzkiej Pucharu Polski, która będzie rozgrywana na wiosnę. Tymczasem już w sobotę Derby Ziemi Sieradzkiej. Gramy u siebie – zapraszamy do kibicowania!


WKS 1957 Wieluń – Warta Sieradz 1:2 (po dogrywce; 0:1 do przerwy, 1:1 po drugiej połowie)
Puchar Polski (Sieradz) – 6. runda
3 listopada 2021 13:30, (Wojska Polskiego 38, Wieluń)

Bramki:
1:0 – Paweł Kołodziej (41. min.)
1:1 – Damian Głowacki (90+2. min.)
1:2 – Jakub Piela (102. min.)

Skład Warty:
1. Maciej Mielcarz ⬇ 45′
3. Krystian Adamiak 🟨 33′ ⬇ 45′
4. Filip Morkowski 🅰 90+2
9. Kamil Pluta (k)
11. Mikołaj Bociek 🟨 112′ 🟨 119′ 🟥 119′
14. Bartłomiej Lisowski
17. Piotr Mielczarek
20. Mariusz Woźniak ⬇ 45′
72. Patryk Chramiec ⬇ 45′
88. Jakub Janiszewski ⬇ 45′

Rezerwowi:
12. Kamil Miazek ⬆ 45′ 🟨 90+4′
2. Kacper Krakowski
18. Łukasz Chojecki ⬆ 45′ 🅰 102′ 🟨 112′ 🟨 115′ 🟥 115′
19. Sebastian Radzio ⬆ 45′
26. Michał Lewandowski
45. Jakub Piela ⬆ 45′ ⚽ 102′ 🟨 115′
69. Damian Głowacki ⬆ 45′ ⚽ 90+2′